Co ja tu robię

W szkole mamy obecnie przerwę na obiad- chwila wytchnienia… 🙂  Dzieciaki są zajęte jedzeniem i nikt nade mną nie wisi. Oczywiście, przepadam za nimi, ale jako atrakcja okolicy jestem ciągle oblegana. Każdy chce spędzić trochę czasu z „muzungu”. Dzisiejszy dzień jest luźniejszy. Rok szkolny się kończy i trwają przygotowania do zakończenia. Dzieci są zaaferowane tańcami i śpiewem. One tu kochają śpiewać! Czasami z innymi wolontariuszkami traciłyśmy głos, a one? Mogłyby śpiewać i śpiewać. Lubie to w tutejszych dzieciach. Mają w sobie wiele radości i entuzjazmu.

Dzisiaj zabrałam dzieci na „kręgle”. Na poniższych zdjęciach widać z jakim przejęciem próbują trafić piłką (zepsutym ziemniakiem, owiniętym papierem i taśmą) w butelki wypełnione kamieniami. O butelki tu nie trudno. Każdego dnia muszę wypijać około dwóch litrów wody. Niestety, mogę pić jedynie mineralną. Woda z ujęcia jest dla mnie szkodliwa nawet po przegotowaniu. Opróżniłam więc swój pokój z pustych butelek i zabawa była gotowa:-)

Trzeci tydzień pracuję już w szkole. Były momenty, gdy miałam naprawdę dość. Tutaj ludzie myślą całkiem inaczej. Nie wiedziałam, że można mieć aż takie skrajne podejście do podstawowych spraw! Musiałam trochę wyluzować i przestać się przejmować. Inaczej byłabym chodzącym strzępkiem nerwów. Tutaj czasami trzeba odpuścić. Poza tym wszyscy są bardzo przyjaźni. W szkole i
domu dziecka panuje przyjemna atmosfera. Myślę, ze trafiłam naprawdę dobrze. Od tego tygodnia pracuje ze mną Paula i Magda. Ich pomoc jest dla mnie nieoceniona. Wcześniej bez przerwy przebywałam jedynie z Ugandyjczykami. Czasami tęskniłam za „białą twarzą”, europejskim podejściem do życia i oczywiście ojczystym językiem. Teraz stanowimy zgrany zespół. Magda jest świetna z języka angielskiego- dzięki temu mogę korzystać z jej pomocy i lepiej przeprowadzać lekcje.

Oprócz pracy w szkole zajmuję się Kalebem. Przeniesiono go do domu dziecka i teraz każdego dnia muszę go tam odwiedzać. Pusto bez niego w domu. Byłam już przyzwyczajona do tego, że gdy rano wstaję, wita mnie przepięknym uśmiechem i wyciąga ręce do zabawy. Teraz by dostać porcję tych przyjemności , muszę się pofatygować około trzy kilometry:-) Kaleb to jedno z
moich wyzwań- drugie to nauka muzyki. Pierwszego dnia dowiedziałam się, że jeden ze studentów mieszkający w naszym domu marzy o tym, by pójść do szkoły muzycznej. Niestety, koszty są ogromne. Bright (tak m na imię) jest bardzo zdolny, gra w kościele na organach całkowicie z słuchu. Postanowiłam, że mu po mogę . Od drugiego dnia, trzy bądź cztery razy w tygodniu, prowadzę coś na kształt szkoły muzycznej. Musiałam opanować zagadnienia muzyczne w języku angielskim. Przede mną nadal wiele nauki.

 

Najnowsze Komentarze
  1. kaja |
  2. Jarek |
  3. Cioteczka i Kasia. |
  4. Agnieszka Żukowska |
  5. Kurka:D |

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *