Kartka z dziennika – Uganda, sobota

Są takie wieczory, gdy pomimo zmęczenia nachodzą mnie naukowe pytania. Dzisiaj owo pytanie brzmiało: czy można zagiąć czasoprzestrzeń? Odpowiedź nadeszła natychmiast: oczywiście, że można! Dzisiaj zagięłam ją i to nie raz.

Dzień rozpoczął się niewinnie. Ola wstała o siódmej rano. Kątem oka zobaczyłam, że trafia w ręce kochającego taty. Spokojna o losy córki postawiłam wykorzystać chwilę ciszy i pospać jeszcze kilka minut. Gdy już wstałam Ola była przebrana, nakarmiona a na stole stała kawa. Po jakimś czasie Bright wyszedł do pracy a ja zabrałam się za planowanie wolnej soboty. Zajrzałam do puszki z kawą – kawa się kończy, trzeba dzisiaj uprażyć i zmielić świeżą. Zabrałam się więc za wybieranie kawałków łupinek i zepsutych ziarenek, by uprażyć tylko te dobre. Ola w tym czasie bardzo się niecierpliwiła. Wstawiłam ziarna kawy do piekarnika i poszłam z Olą do łazienki myć naczynia (bieżącą wodę mamy tylko w łazience). Córkę wsadziłam do dużej miski i dałam jej coś do zabawy. W międzyczasie biegałam do piekarnika sprawdzać czy kawa się nie przypala. Całe mieszkanie pełne było dymu. Oli znudziło się siedzenie w misce i postanowiła wziąć czynny udział w myciu naczyń. Co jakiś czas podrzucałam jej jakąś plastikową miseczkę, Ola wszystko dzielnie myła, chlapiąc wodą po całej łazience. Kawa się uprażyła, wyjęłam ją z piekarnika. W tym momencie zadzwonił telefon: ciociu Agnieszko, nie wiemy jak mamy pomalować ściany, czy mogłabyś nam pokazać? Całkiem o tym zapomniałam, dzisiaj malujemy świetlicę! Szybko zabrałam się za mycie łazienki. Ola poszła na przedpołudniową drzemkę. Nie chcąc stracić cennego czasu zamiotłam mieszkanie i umyłam podłogę. Następnie usiałam by zrobić raport i rozliczenie finansowe z którym zalegałam już od kilku dni. Ola na szczęście jeszcze spała. Mój skarb wstał gdy już prawie kończyłam. Ostatnie liczby wklepywałam z pomocą Oli. Szybko zrobiłam jej coś do zjedzenia i postanowiłam zmielić kawę. Powinnam poczekać po uprażeniu 24 godziny, nie byłam jednak pewna czy jutro będzie prąd. Zazwyczaj w niedziele odłączają nas od sieci. Ubrałyśmy się i wyszłyśmy do domu dziecka. Po drodze wstąpiłyśmy do sklepu z materiałami budowlanymi. Ktoś kupił zły kolor farby i chciałam spytać czy mogę wymienić. Problem w tym, że farba została kupiona w innym mieście. Liczyłam na odrobinę szczęścia. Okazało się, że klient przede mną chce kupić dokładnie tę farbę, której ja chcę się pozbyć a sprzedawca jej nie ma! Zaoferowałam pomoc, musiałam się jednak pospieszyć by nie stracić okazji. Wsiadłam na motor i popędziłam do domu dziecka. Zostawiłam tam Olę i wróciłam do miasta dokonać transakcji. Udało się. Wróciłam do domu dziecka i uzgodniliśmy kolejność kolorów. Chłopcy zaczęli malowanie. Załatwiłam z dziećmi kilka spraw i wróciłam do miasta. Musiałam znaleźć stolarza, który ma specjalna maszynę do polerowania drewna. Nasza świetlica w środku miała zbyt szorstkie ściany. Nie chciałam by maluszki wbijały sobie drzazgi. Poszukiwania zakończyły się sukcesem, uzgodniliśmy cenę i termin wykonania pracy. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam w niebo. O nie! Na południu robiło się czarno – zbliża się burza. Zadzwoniłam do Brighta i poprosiłam by szybko odebrał nas z domu dziecka- inaczej możemy być tam uwięzione na kilka godzin. Ulewa złapała nas sto metrów od domu.  Deszcz podczas jazdy na motorze jest bardzo nieprzyjemny. Udało mi się jakoś uchronić od zmoknięcia Olę, która siedziała między mną a Brightem. Uff… W domu szybko zrobiłam obiadokolację a mój mąż w tym czasie zabawiał córkę. Gdy zjedliśmy Bright, wyszedł na próbę zespołu do kościoła, a ja postanowiłam poświęcić godzinkę wyłącznie mojej dzielnej córeczce. Obecnie na topie są książeczki i klocki. Ola na co dzień słyszy trzy języki, mimo to zaczęła już powtarzać kilka prostych wyrazów. Czytamy więc książeczki o kotkach i innych stworzeniach, wydajemy śmieszne odgłosy i bijemy sobie brawo. O 8:30 przygotowałam Oli kąpiel: przyniosłam do sypialni wanienkę, nalałam gorącej wody z czajnika a następnie dolałam z baniaka zimnej. Po kąpieli butla kaszy i… zapadła błoga cisza.

W takiej oto ciszy nachodzą mnie różne myśli-  naukowe jak również i filozoficzne. Myślę właśnie o tym, że nie ma nic cenniejszego niż wspaniała rodzina. Pomimo zmęczenia przypomina mi się  dzisiejszy poranek, zapach kawy, nasza ucieczka na motorze przed deszczem, buziaki Oli, jej pierwsze słowa. Rodzina jest niezwykłym darem od Boga. Oby nigdy nie zabrakło mi czasu by o nią dbać i pielęgnować.

 

 

Ola w misce- pomaga mi zmywać naczynia. Wysuszone ziarna kawy najpierw „przebieram” a następnie prażę w piekarniku. Starsi chłopcy malują świetlicę dla naszych maluszków.

Komentarze
  1. Dorka |

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *