Rocznica naszego Wielkiego Ugandyjskiego Wesela

Z okazji naszego przyjazdu do Ugandy postanowiliśmy z naszą tutejszą rodziną wziąć udział w weselno- przywitalnym przyjęciu. Uzgodniliśmy, że nie będzie ślubu – przysięgi, zakładania obrączek ani żadnej specjalnej ceremonii (Taka uroczystość była już w Polsce). W kościele w Kyenjojo miało się odbyć uroczyste przywitanie a następnie mieliśmy się udać do rodzinnej wsi mojego męża na przyjęcie.

Do Kyenjojo przyjechaliśmy w czwartek rano. Jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobiłam była wizyta w domu Annet i Davida. Podczas rozmowy zauważyłam, że skromne sobotnie przyjęcie zaczęło się zamieniać w coś znacznie większego. Na wszelki wypadek upewniłam się, że nie będziemy składać przysięgi, a na wsi nie będę zmuszona do odprawiania rożnego rodzaju kłopotliwych dla mnie, weselnych rytuałów. W Ugandzie każde wesele wygląda tak samo. Ugandyjczycy celebrują i napawają się każdą sekundą tego niezwykłego wydarzenia, dlatego cała ceremonia jest bardzo rozbudowana. Nie brak w niej długich przemów, rozdawania upominków członkom klanu, kłaniania się każdej ważniejszej osobistości, wyrażania wdzięczności na tysiące różnych sposobów, klękania i przebierania się w różne kreacje. Bright ani ja nie lubimy tego typu wydarzeń dlatego cieszyliśmy się na myśl o skromnym przyjęciu.

Kłopoty zaczęły się następnego dnia w piątek rano. Annet przyszła do mnie z „plastikową”, sztywną, wysadzaną błyskotkami suknią ślubną oraz torbą błyszczących weselnych gadżetów. Dowiedziałam się, że moja sukienka przywieziona z Polski jest zbyt skromna i na pierwszą cześć uroczystości powinnam założyć inną a na wsi do ceremonii krojenia ciasta mogę założyć swoją. Obydwoje z Brightem odmówiliśmy. Po jakiejś godzinie zaczęto wysyłać do nas rożnych pośredników, prosząc byśmy się jednak zgodzili. Wokół sukni zaczęła się robić atmosfera tak nerwowa, że uległam. Sukienka była na mnie za mała i do następnego dnia rano miała zostać przerobiona.

W sobotę rano moja suknia została przywieziona na 5 minut przed wejściem do kościoła. Była za duża o dwa rozmiary i za długa o 10 centymetrów. Poupinałam ją szpilkami i postanowiłam być dzielna. Wiedzieliśmy już z Brightem, że za naszymi plecami przyszykowano ogromną imprezę. Zanim weszliśmy do kościoła przypomnieliśmy, że jest kilka rzeczy, w których na pewno nie weźmiemy udziału a o godzinie 19.00, bez względu na wszystko wracamy ze wsi do domu.

W kościele odprawiono całą ślubną ceremonie a ja składałam najdłuższą ze wszystkich słyszanych przeze mnie przysiąg. Po przyjeździe na wieś okazało się, że czeka tam na nas kilka tysięcy gości weselnych. Teren wokół rodzinnego domu Brighta zamieniono w bajkową scenerię rodem z amerykańskich filmów. Namioty, mnóstwo kwiatów, wstążek i girland. Dowiedziałam się, że cała wieś brała udział w przygotowaniach już od tygodnia! Nie pozostało nam nic innego jak pięknie się uśmiechnąć i pozwolić ponieść się wirowi wydarzeń. Bright dopilnował, bym jak najszybciej mogła zdjąć kującą mnie sukienkę i założyć swoją przywieziona z Polski. Następnie z mniejszym lub większym oporem wzięliśmy udział w różnych punktach programu. Uciekliśmy dopiero przed rytualną nocą poślubną, która miała się odbyć w specjalnie przygotowanym dla nas pokoju w domu moich teściów, otoczonym przez tańczących gości weselnych. Wesele opuściliśmy na piechotę ponieważ nasz samochód się zgubił… Na szczęście zanim się porządnie rozpadało zguba się znalazła i bezpiecznie wróciliśmy do hotelu.

Komentarze
  1. Nula |

Skomentuj Nula Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *