Kolejne wyzwania

Ostatnio czas płynie mi bardzo szybko. Zostało mi kilka ostatnich tygodni i staram się zdążyć ze wszystkim co zaplanowałam. Nie jest to proste ponieważ niestety Afryka każdego dnia jest pełna różnych niespodzianek, które nie pozwalają mi się skoncentrować na tym na czym mi zależy. Staram się więc pogodzić wszystko i nie zapomnieć o tym, że kocham Ugandę i jestem tu naprawdę szczęśliwa.

Jakiś czas temu udało mi się dostać ostatnią wizę. Przedostatnio przyznano mi ją jedynie na miesiąc. Cały proces był naprawdę nieprzyjemny i grożono mi karami i wiezieniem. Cudem udało mi się uzyskać pozwolenie na pobyt w Ugandzie na trzydzieści dni. Po upływie tego czasu udałam się do Kenii, by przekraczając granicę, odnowić wizę o kolejne dwa miesiące. Niestety znów miałam przygody. Ugandyjski urzędnik nie chciał wypuścić mnie z kraju, wiedząc, że po powrocie dostanę nowe zezwolenie. Stwierdził, że w moim przypadku jest to nielegalne i mam natychmiast wracać do swojego kraju. Próbowałam dzwonić do Kamplali i skorzystać z pewnych znajomości, niestety nic z tego nie wyszło. Ostatnio zaostrzono przepisy i jeśli przebywasz w Ugandzie dłużej niż sześć miesięcy na turystycznej wizie bez pozwolenia na pracę, jesteś traktowany jak osoba, która prowadzi w kraju nielegalne biznesy, czyli przestępca. Dzięki Bogu wszystko udało się załatwić. Urzędnik, który na początku kategorycznie odmówił pomocy, krzycząc i grożąc, podczas kolejnej rozmowy z uśmiechem dał mi zezwolenie na wyjazd z kraju i po powrocie dostałam bez problemu nową wizę na trzy miesiące.

W międzyczasie spędziłam około dwóch tygodni jeżdżąc po szpitalach z jednym z chłopaków, który czekał na operacje. Ugandyjskie szpitale to temat na osobny wpis. Nie można ich porównać do niczego co znamy w europie. Gdy o nich myślę przed oczami mam dżungle, w której jesteś w stanie przeżyć jedynie gdy znasz zasady i należysz do silnego stada, które się o ciebie zatroszczy. Inaczej umierasz samotnie na łóżku otoczony setką innych chorych. Operacja zakończyła się pomyślnie i mamy nadzieję, że nie będzie żadnych komplikacji. W tym samym czasie stan Kaleba się bardzo pogorszył.  Zmarł też ojciec pastora Davida. Ponad tydzień byłam sama w domu z młodszymi dziewczynami i umierającym chłopcem. Chcieliśmy by był w szpitalu, jednak szybko go wypisano, ponieważ jedyne co może mu pomoc to operacja na którą nie było finansów. Trudno jest opisać to uczucie, gdy trzymasz na rękach dziecko, które umiera na twoich oczach. Przez wiele dni wymiotował, jego organizm nie przyjmował żadnego pokarmu i żadnych płynów. Jego ciało ożywało jedynie gdy z bólu dostawał strasznych konwulsji. Czasami później nieruchomiał i gdyby nie to, że wyczuwałam słaby puls, byłabym pewna, że odszedł. Mogłam się jedynie modlić i prosiłam Boga by dał mi mądrość, która pomoże wyprowadzić to dziecko z krytycznego stanu. Bóg jest naprawdę
niezwykły. Przez około pięć dni czułam szczególne prowadzenie w tym temacie. Dokładnie wiedziałam co robić- co mu podać, o której godzinie. Teraz jego stan jest stabilny. Niestety znów nie może chodzić, ale każdego dnia jest silniejszy. Dużo je i stara się być samodzielny.

Oprócz tego spędzam czas z dziećmi z domu dziecka. Mam kilka projektów, które chcę zakończyć. Przede mną jeszcze trzy konferencje, kilka szkoleń i wracam do domu.

1Ja i Angel – jedna z naszych nowych sierotek.

5Obiad na drzewie mango

2Wszystkie dzieciaki z naszego domu

3To jest mina, którą Goret robi zawsze gdy prosimy ją o uśmiech

4Chwila na odpoczynek podczas obiadowej przerwy

Komentarze
  1. Bogumiła |

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *