Z wizytą w Keynjojo
W dystrykcie Keynjojo było naprawdę kolorowo. Dwa tygodnie temu odwiedziły nas dwa zespoły z Polski. Myślę, że tylu Polaków nie było tu dawno. Przed
wczoraj pożegnaliśmy część z nich. Kilku osób będzie nam szczególnie brakować. Miło jest usłyszeć ojczystą mowę… Jednak jako Polacy mamy dwie
wady- jesteśmy konfliktowi i często narzekamy. Po kilku miesiącach przebywania z Ugandyjczykami, kontrast jest naprawdę duży. Czasami wracałam
do swojego domu z uczuciem prawdziwej ulgi.
Wspólnie realizowaliśmy jeden projekt. Połączyliśmy siły i w piątek zorganizowaliśmy konferencję dla dzieci w wiosce o brzmiącej nazwie Kidżura
(jest to wymowa). Spędziliśmy tam czas z czterdziestką dzieci. Na początku nie było zbyt ciekawie. Dzieci się nas wstydziły, my mieliśmy małe
organizacyjne zamieszania. Jednym z problemów jest też to, że dzieci nie znają angielskiego. Dla wielu z nas mówienie w tym języku to wyczyn, jednak
jak się okazuje, poświęcenie nie jest wystarczające, ponieważ i tak nikt nic nie rozumie. Na szczęście była z nami Lilian (Ugandyjka, jest żoną
jednego z pracujących tu Polaków) która pomagała nam jak tylko mogła.
A tak poza tym, czas płynie tu swoim rytmem. Ostatnio przyuczam się jak być ”ugandyjską żoną” i dzięki temu mogę pracować z dziewczynami. Wszyscy się
śmieją i niby pretekst traktują jako żart, ale tutejszy pastor otwarcie się wypowiada, że chciałby mnie mieć w swojej rodzinie…:-) Biała żona, to
tutaj rarytas. Jak by nie było, pozwolono mi tu w końcu coś robić. Nie wiem dlaczego, ale wszyscy myślą, że skoro pochodzę z Europy, wykonywanie
domowych czynności jest mi obce i dalekie… Może na co dzień w Polsce nie rąbię drzewa i nie nosze wody ze studni oddalonej o prawie dwa
kilometry, ale Polak jak chce to potrafi. Najbardziej jednak byłam oburzona, gdy dziewczyny były w szoku, że potrafię myć naczynia! Kiedyś im
powiedziałam, że w domu mam zmywarkę i wywnioskowały, że ta czynność również jest mi obca. Chcę naprawdę doświadczyć tutejszego życia. Zależy mi
na tym, by zrozumieć tych ludzi, ich zachowania, motywacje. Myślę, że byłoby to trudne, mieszkając w luksusowych europejskich warunkach. A tak,
wstając z dziewczynami wcześnie rano, chodząc z młodzieżą po wodę, pracując z nimi koło domu, poniekąd zaczynam być częścią ich świata. Zaczynam być im
równa i zaciera się mentalna przepaść miedzy białym człowiekiem, a Afrykańczykiem. Przestaję być lepsza, tylko dlatego, że pochodzę z Europy.
No…w końcu znowu masz prąd:).Ten mały „czekoladek” na pierwszym planie z pierwszego zdjęcia pozyskał moje serce samym usmiechem:).
Aga ,Ty sie tylko za bardzo nie przyspasabiaj w tych umiejętnosciach „ugandyjskiej zony”,może dla nich byłoby to rarytasem ,ale dla nas trudnym do zgryzienia”orzeszkiem”.Jak chcesz nosic wode kilometrami męzowi i porabać kilka kubików drzewa…..Czemu nie?Może znajdziemy tutaj takie warunki dla młodej narzeczonej…:)
A tak poważnie ,jak śmieli nawet pomyśleć,ze nie potrafisz umyć góry naczyń,i jeszcze do tego potraktować płyn do mycia oszczędnie:).
Dobrze,ze te dzieci doświadczają Twojej miłości,która darowal Ci Chrystus Pan .Niech Cię błogosławi dalej w kazdym przedsięwzięciu miłym Jego woli.Sciskamy na ..zaś,bo znowu zabraknie prądu i sie odezwiesz za dwa tygodnie:)