Pierwszy dzień
Podróż minęła spokojnie. Lot troszkę się dłużył, ale spotkała mnie miła
niespodzianka. Planowo w Kampali mieliśmy być o 22.30 i tak też byliśmy, z
tym że na moim zegarku była 20.30. Nie wzięłam pod uwagę zmiany strefy
czasowej i leciałam 2 godziny krócej niż myślałam. Ucieszyło mnie to
niezmiernie, siedzenie w jednej pozycji kilkanaście godzi było mało przyjemne.
W Kampali na lotnisku odebrał mnie Henry. Zanim go znalazłam miałam troszkę
stresu. Jedna walizka podczas lotu została uszkodzona, nie miałam jak jej
przenieść i niezbyt potrafiłam się dogadać z Ugandyjczykami. Wszystko się
jednak dobrze skończyło i po godzinie byłam już w hotelu- Faders House.
Spaliśmy w przepięknym miejscu. Ośrodek ten jest prowadzony przez
Europejskie małżeństwo, więc standarty też są zbliżone do naszych. Miałam
pokój z widokiem na jezioro Wiktorii. Rano, gdy wyszłam, nie mogłam oderwać
od niego wzroku. Otaczało mnie morze kwiatów i zieleni a w oddali w
promieniach wschodzącego słońca z mgły wyłaniał o się potężne jezioro. Nie
dane mi było zbyt długo cieszyć się ciszą ponieważ po chwili podszedł do
mnie mały chłopczyk – Mark. Nie opuszczał mnie później przez pół dnia.
Ciągle coś opowiadał, przynosił kwiaty, rozśmieszał… Było naprawdę
wesoło, dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy i nie czułam się obco i
samotnie.
Koło południa wyjechaliśmy do Kampali. Musiałam kupić tam kartę do telefonu
i internet oraz wymienić pieniądze. W Ugandzie wszystko jest w tysiącach.
Obecnie jestem posiadaczką kilkuset tysięcy… 1$ (3,20 zł) to 2500
szylingów ugandyjskich! Nie trudno być tu milionerem 🙂 Gdy pierwszy raz
miałam zapłacić ponad 20000 szylingów za kilka rzeczy do jedzenia, czułam
się naprawdę dziwnie. Z Kampali pojechaliśmy prosto do Kyenjojo. Po drodze
zatrzymaliśmy się w jakiejś miejscowości i miałam okazję spróbować
ugandyjskie ciapati. Przepyszne, lekko słone placki w kształcie naszych
naleśników.
Dzisiaj przeprowadzam się od Mirki i Henrego do Davida i Anet. Przez
najbliższy miesiąc będę mieszkała z Ugandyjczykami.
normalnie nie wierzę że tam jesteś 😉
Spełniasz jedno z moich dawnych marzeń 🙂 Pozdrawiamy B+P
Aguś, mi też trudno uwierzyć, że jesteś w Afryce! To wspaniale, że w końcu spełniło się Twoje marzenie 🙂 Niech Pan Bóg Cię błogosławi, Kochana! Pamiętaj, że Ten, który Cie tam posłał, jest zawsze z Tobą, a Ci, którzy Cię kochają noszą Cię w swoich modlitwach.
Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy 😉
Kochana Agu….czytamy z Kasią na głos:) i zaspakajamy swoją ciekawość…tęsknotki za Tobą nie zaspokoimy,aż wrócisz:).
Pozwalamy Ci rozdawać polskie buziaki wszystkim afrykańskim dzieciaczkom,.wraz z Dobrą Nowiną o miłości Jezusa.
Uważaj na dietę..skoro placki takie dobre hi,hi.Niech Ten ,który jest miłościa strzeże Cię w każdej chwili.